Myślałam, że nikt nie nauczył nas się starzeć, nie wiemy jak to jest. Gdy jesteśmy młodzi, wydaje nam się, że ta choroba dotyka zawsze tylko innych. My zaś z jakichś nie do końca jasnych względów, pozostaniemy młodzi. Starych traktujemy, jakby sami sobie byli winni, jakby się przysłużyli swojej dolegliwości, podobnie jak cukrzycy czy miażdżycy. A przecież na tę chorobę, na starzenie się zapadają najwięksi niewinni.
Podkreślam delikatnie ołówkiem. Książka jest z biblioteki. Byłam na liście oczekujących na Biegunów Olgi Tokarczuk. Cała Łódź-Polesie czyta! Z tego by wynikało.
A profesor Rolf Luft ze Szwecji?
Zastanawiam się nad zakreślonym fragmentem.
Szwed wywęszył związek pomiędzy samopoczuciem, chorobami a stanem organelli komórkowych. Musimy w sprawności utrzymać komórki, mitochondria, nasze małe elektrownie, zasilane najlepiej super foodami jak radzi Pepsi Eliot i podobni do niej guru od zdrowego bycia i życia.
Stres, nadużywanie farmaceutyków, przebywanie w zanieczyszczonym środowisku, niewłaściwa dieta – szkodzą mitochondriom.
Dziękuję!
Stewardessa zaproponowała posiłek z pokładowego bufetu. Wszystko rujnujące mitochondria, moje małe elektrownie.
Przecież one mogą zapewnić mi prawie wieczność! Sugeruje Rolf Luft.
Prawie.
Mieli krystaliczne powietrze, czystą wodę, bio-jedzenie na wyciągnięcie maczugi.
Umierali na raka i choroby oczu. Ludzie pierwotni mieli – w naszym wyobrażeniu raj. Rujnował ich dym z ogniska.
Dym, z jednej strony dobry, bo odstraszał robactwo, z drugiej utrudniał oddychanie, pewnie był jednym z niewielu czynników w życiu pierwotnego człowieka, i szkodził oczom. Choroby oczu spowodowane przez dym to jedna z tych dziwnych, pradawnych przypadłości, które ustąpiły chorobom cywilizacji, rakowi, cukrzycy i chorobom krążenia.
Rozwiewa mity o idylliczności dawnych czasów Łukasz Łuczaj, etnobotanik.
Nauk dotyczących starzenia się nie zdążyli pobrać.
W stosunku do ludzi pierwotnych, mimo chorób cywilizacyjnych żyjemy długo, ale zdecydowanie krócej niż biblijni patriarchowie.
Starzenie drąży nas cicho. Po mitochondriach, skórze, stawach, włosach, hormonach itd. Gra z nami w podchody. Tu cię mam!
Czy to możliwe? Pięćdziesiątka? Cóż to za wiek! Tyle możliwości na świecie!
Może ci średniowieczni autorzy od wszelkich sztuk dobrego umierania, mistrzowie artes moriendi , wiedzieli jak się starzeć?
Musieli wiedzieć, przecież wiedzieli, że zanim to nastąpi, jest tamto, czyli powolne obumieranie. Ale od kiedy? Od urodzenia?
Zapomnieliśmy o tych wskazówkach.
Nie mamy czasu na istotne nauki. Nie ma mistrzów. Wymarli dawno zgodnie z regułami sztuki dobrego umierania.
Przynależymy już wszyscy do sekty współczesnych bieżeńców, przemieszczaczy z dworca na dworzec, z lotniska na lotnisko, czy tego chcemy, czy nie chcemy. Starzenie odbywa się w biegu między punktem A i B, potem C i D i tak dalej.
Samolot uderzył w płytę lotniska Reymonta w Łodzi.
Do taksówki idę dwie i pół godziny starsza niż na lotnisku w East Midlands.
W dzisiejszy, sylwestrowy wieczór nie spojrzę w lustro. Wiem przecież. Już wiem doskonale:
Jestem niewinna!
H. Janik

Zdjęcia: H. Janik (czołówka), pod tekstem pixabay