Pastorze! Chciałbym z pastorem poruszyć pewne kwestie duchowej natury…
Głos po drugiej stronie słuchawki brzmiał zdecydowanie. Osobnik z pewnością należał do ludzi typu „sowy”.
Dobrze! Przystał bez protestu wyrwany ze snu pastor. – Uspokoję tylko dziecko.
Akurat na dźwięk dzwonka obudziło się w sąsiednim pokoju i zaczęło płakać.
Była godzina trzecia nad ranem.
Pastor był młody i pełen zapału. To była jego pierwsza praca zwana „służbą w dziele Bożym”.
Telefoniczny dyskurs w materii duchowej trwał do godziny piątej nad ranem.
– Nikt w seminarium duchownym nigdy nie rozmawiał z nami na takie tematy! – wyznaje ksiądz Adam.
Sami dojrzewamy i przerabiamy te lekcje.
– Najgorzej było mi po śmierci mamy. Z mamą rozmawiałem często na temat mojej pracy duszpasterskiej. Odwiedzała mnie zawsze w czasie świąt Bożego Narodzenia. Teraz święta spędzam sam na tej ogromnej plebanii.
Po jej śmierci zdarzało mi się przeżywać pustkę w mojej pracy proboszcza.
– Wiele lat zajęło mi nauczenie się tego, jak pracować i jak żyć, aby nie przeżywać tej pustki i nicości związanej z wypaleniem. – mówi siostra Frantiszka, należąca prawie 30 lat do Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo.
Zawsze zaczyna się tak samo: od gorącego entuzjazmu, od głowy pełnej ideałów.
I Frantiszka opowiada jak pracowała w domu emerytów, gdzie siostry posługiwały.
Dom był częścią zamku Rychmburk, w tamtym czasie bez windy i jakichkolwiek zdobyczy nowoczesnej techniki. Budynek mógł pomieścić blisko setkę mieszkańców, często ułomnych fizycznie i umysłowo. Praca tam była trudna pod każdym względem. Zabrałam się do swoich zadań z wielką energią. Nie korzystałam w zasadzie z wolnych dni i jeśli trzeba było zrobić coś dodatkowego, uznawałam to za swój obowiązek.
Poza tym nie pozwalałam sobie na zaspokajaniem żadnych potrzeb związanych z relaksem.
O odpoczynku w ogóle nie było mowy, bo jakoś tak nie wypadało. Kiedy ogarniało mnie zmęczenie, przypisywałam je złej jakości mojego życia duchowego, wyrzucałam sobie, że za mało się staram. W tamtym czasie jako osoby zakonne nie miałyśmy możliwości kształcenia z zakresu psychologii czy duchowości, kierowałyśmy się głównie zakazami i nakazami.
Zamiar, z jakim wstąpiłam do zakonu, był oczywiście czysty i szczery, ale jak u większości młodych ludzi pojawiło się pragnienie bycia najlepszą, wyróżnianą. Każdą pochwałę hołubiłam, a każde napomnienie stawało się dla mnie nieprzyjemne i z trudem je znosiłam.
Znana na świecie misjonarka Heidi Baker pracująca w Afryce wyznaje:
Zobaczyłam dzieci w łachmanach, umierające, śpiące pod mostami (…) Po tych wszystkich latach bycia misjonarką, kiedy nawet nie oszczędzano nam bicia i strzelania, przyznałam się sama do siebie: „Jestem zmęczona!”.
Po krótkim pobycie w domu i odpoczynku dla misjonarzy w Toronto, Heidi wróciła ponownie do pracy misyjnej w Mozambiku.
Misjonarka nie bała się przyznać, że jest zmęczona i ma dość.
Nawet Matka Teresa z Kalkuty w prywatnych zapiskach opisywała wątpliwości, zwątpienia, upadki duchowe, łącznie z chwilową niewiarą w Boga!
Jej „hagiograficzny” wizerunek urabiany przez media, różnił się bardzo od tego, co pisała sama o sobie.
Praca w imię nawet najwyższych wartości nie usprawiedliwia aż tak ogromnego zaangażowania, żeby zapominać o sobie samym jak siostra Frantiszka – o potrzebie własnego rozwoju, wolnego czasu, odpoczynku.
Nawet największy misjonarz dziejów, Jezus potrzebował skupienia w samotności. On, pracujący cały czas z ludźmi i to nie zawsze mu życzliwymi, ba! – najczęściej mu wrogimi, udawał się do samotni, na miejsce pustynne, by jak to się mówi dzisiaj „naładować akumulatory” albo „naostrzyć piłę”.
To powinni mieć na uwadze nie tylko duszpasterze różnych denominacji religijnych, ale wszyscy.
Wypalenie zawodowe zalicza się już do chorób cywilizacyjnych.
Henryka Janik
Źródło inspiracji:
- Marta Abramowicz Zakonnice odchodzą po cichu.
- Moda na zdrowie, Nr 1 2015.
- Agata Strzyżewska Zbuduj sobie bazę https://www.youtube.com/watch?v=LCsPjQ7p-ow&t=24s
Zdjęcia: pixabay