Otrzymaliście kiedyś o sobie samym zaskakujące określenie, takie którego byście się nie spodziewali?
Taki feedback, że aż zrobiliście duże oczy do samych siebie?
Mnie się to przytrafiło. Podczas podróży z Hamburga do Międzyzdrojów.
Zapowiedzi na wszystkich dworcach w każdym języku są mniej więcej takie: wrr…buuu.. chrr… bam!
Zawsze jednak ktoś z podróżnych ma bardziej inteligentne ucho i wychwyci treść zapowiedzi.
Chwyta nerwowo za bagaże i pędzi jak szalony podając hasło reszcie oczekujących: pociąg wjechał na peron numer 9 – zamiast na peron numer 1.
Do odjazdu pozostało 5 minut.
To się nazywa „czeski film” – nikt nic nie wie.
Po niemiecku: Sprachbahnhof – mowa „dworcowa”.
Po takiej charczącej mowie, tuż przed Berlinem ktoś „skumał” zapowiedź.
Wysiadka.
Alarm antyterrorystyczny.
Na dworzec główny trzeba się dostać miejskimi środkami lokomocji.
Przylgnęła do mnie młoda dziewczyna z dzieckiem.
Pomyślałam – potrzebuje wsparcia.
W kolejce zaczęłyśmy rozmowę.
– Pani wyglądała na tak zagubioną osobę w tym przedziale, że postanowiłam pani pomóc. Była pani tak bardzo zamyślona… Taka „staruszka-poetka”! – dodała.
Rozejrzałam się.
Nikogo nie było.
Określenie staruszka-poetka odnosiło się do mnie.
– A ty laluniu z czym masz problem?
Zerknęłam tu i tam.
W punkcie naprawy komputerów nie było nikogo, oprócz mnie i dowcipnisia za ladą.
– Już! Naprawione laluniu! – Akcja trwała kilka minut.
– A chcesz lalunia jeszcze to?
Obrotny komputerowiec wyciągnął spod lady środek do czyszczenia laptopów.
Pojemnik był wielkości średniej gaśnicy przeciwpożarowej.
Zszokowana faktem, że jestem lalunią, bez szemrania zapłaciłam 50 złotych za środek, którego w ogóle nie potrzebowałam.
W ciągu jednej doby dwa interesujące określenia: staruszka – poetka i lalunia.
Wpadłam w rozdwojenie jaźni.
Who am I?
Krótka podróż angielskim pociągiem na trasie Swinton – Leeds rozwiała moje wątpliwości co do tożsamości.
Jak w czasach dzieciństwa nie mogłam powstrzymać zachwytu nad migającymi za szybą łąkami, łubinami na nasypach kolejowych i tej ochoty, żeby wyskoczyć i rwać zielsko do upadłego…
Tym razem zobaczyłam liliowe połacie wierzbówki kiprzycy. Całe obszary.
Nigdy nie widziałam tej rośliny w takiej ilości.
Znowu miałam ochotę wyskoczyć z pociągu. Z powodu wierzbownicy.
Wszystko jedno jak mnie inni widzą i „piszą”.
Sama już wiem na pewno, że od czasów dzieciństwa nic się nie zmieniło.
Jestem zielarą.
HJ
Zdjęcia: pixabay